Żaden nie może żyć...

... gdy drugi przeżyje. Słowa przepowiedni spełniły się. Najgorszy ze wszystkich Czarnoksiężników, potężny Lord Voldemort, został pokonany. Ale czy to już koniec przygód? Co prawda, od tego wydarzenia minęło już wiele lat, ale do Hogwartu wybiera się teraz drugi syn Harry'ego Pottera. Czy, tak jak jego ojciec, będzie musiał zmierzyć się z przeciwnościami losu? Co go czeka w nowej szkole? Dowiecie się... czytając mojego bloga? Nie wiem. Postaram się, jak najlepiej potrafię, przekazać tę tajemną wiedzę.

wtorek, 22 lipca 2008

Rozdział I

Peron 9 i trzy czwarte pustoszał. Albus, będący w przedziale z Rose, osatni raz rzucił okiem na rodziców i opadł ciężko na siedzenie. Oparł głowę o szybę i głęboko westchnął. W przedziale byli tylko we dwoje.
- Rose, boisz się, że trafisz do Slytherinu? - zagadnął rudowłosą kuzynkę, która nawet nie drgnęła, zajęta czytaniem Dziejów Magii.
- Rose? - powtórzył.
 Młoda Weasley wolno podniosła głowę i zamknęła książkę, uprzednio zaznaczając stronę, na której skończyła czytanie. Wyniośle spojrzała na Albusa. W tej chwili bardzo przypominała swoją matkę. Piękne, rude loki, które błyszczały w świetle słońca wpadającego przez okno do przedziału, opadały na jej kościste ramiona. Przeniosła nieobecny wzrok na mijające ich zielone pagórki.
- Nie, nie boję się - zaczęła powoli, dalej wpatrując się w okno - Nie słyszałeś, co mówił twój tata? Jeżeli bardzo chcesz trafić do Gryffindoru, to Tiara Przydziału weźmie to pod uwagę, tak jak było to w przypadku wujka Harry'ego.
- Ale, jak...? - Albus spojrzał na nią zdumiony. Jakim cudem Rose usłyszała jego rozmowę z tatą, skoro oboje mówili szeptem, a ona była już wtedy w pociągu?
- Ciekawi cię, jak to usłyszałam? - Rose usmiechnęła się i wyjęła coś ze swojej torebki - Uszy Dalekiego Zasięgu, Albusie. Nie słyszałeś o nich? To robota wujka George'a i Freda.
Mimo, że żadne z nich nie widziało drugiego z bliźniaków, który zginął podczas walki ze śmierciożercami, dużo o nim słyszeli i mieli ogromny szacunek do niego. 
- Jak to działa? - zapytał Albus, biorąc do ręki wyrób Weasley'ów.
- Załóżmy, że jesteś w pokoju i chcesz usłyszeć o czym rozmawiają rodzice, którzy są w kuchni - zaczęła Rose, tym samym tonem, jakim w zwyczaju miała mówić jej matka - Przykładasz jedno z nich do drzwi - wskazała na gumową zabawkę - a drugie do swojego ucha. I vouala, wszystko słyszysz.
- To jest fantastyczne! - wykrzyknął Albus, oglądając uszy ze wszystkich stron - Ale, czy to nie narusza prywatności, Rose?
- Daj spokój,Albusie. Jeżeli słyszę, że ktoś rozmawia o czymś, o czym nie powinnam wiedzieć zwijam uszy. To przecież nic złego.
- A czy...
- Tak?
- Czy będziemy tego mogli używać w Hogwarcie?
- Myślę, że tak. Ale nie dla własnej uciechy. Tylko wtedy, kiedy będzie wymagała tego sytuacja - zakończyła wyniośle Rose i ponownie otworzyła książkę, zagłebiając się w lekturze. Albus nie lubił, kiedy zaczynała mówić tym swoim tonem. Strasznie go to irytowało. 
Byli już w połowie drogi, kiedy postanowił się zdrzemnąć. Jednak nie było mu to dane, bo do przedziału wtargnął James z grupą kolegów.
- Hej, Al! Jesteś już przygotowany na spanie w pokoju Ślizgonów? - zapytał James, wyszczerzając zęby w uśmiechu. Grupka Gryfonów, stojąca za nim, zarechotała.
- Jeśli nie będę chciał być, w Slytherinie, to nie będę - odpowiedział mu z powagą Albus.
- To nie ty o tym decydujesz, Al. Decyzja należy do Tiary Przydziału, a nie do ciebie.
- Skoro tak twierdzisz - powiedział wymijająco Albus i oparł głowę o szybę. 
James i jego koledzy wyszli z przedziału. W końcu mógł się zdrzemnąć. 
Śniło mu się, że był w Wielkiej Sali. Dyrektorka Hogwartu założyła mu na głowę starą, poszarpaną Tiarę. Minerwa McGonagall poklepała go po ramieniu i odeszła na bok.
- Chłopcze - odezwała się Tiara - Drzemie w tobie wielka odwaga i męstwo, które są cechami prawdziwego Gryfona - Albus poczuł euforię. "A więc będę w Gryffindorze!" - Jednakże Albusie, jesteś też bardzo ambitny. Stawiasz sobie wielkie cele, które dla innych wydają się niemożliwe do zrealizowania. To charakteryzuje Ślizgonów. Tak! Slytherin!
Albus krzyknął głośno i osunął się na posadzkę Wielkiej Sali.
- Albusie! Albusie! - usłyszał przerażony głos Rose.
Otworzył oczy. Leżał na podłodze przedziału. "A więc to był tylko zły sen" - pomyślał z ulgą.
- Co się stało? - zapytała go Rose, kiedy ponownie usiadł na miejsce - Krzyczałeś jak opętany! Przestraszyłam się.
- Śniło mi się, że trafiłem do Slytherinu - powiedział półgłosem.
- Oh, Al - Rose uśmiechnęła się litościwie - przestań się tego obawiać. Za parę godzin będziesz już siedział w pokoju wspólnym Gryffindoru. Tak, GRYFFINDORU - powiedziała dobitnie w chwili, gdy Albus już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. 
Wolał z nią nie dyskutować. Wiedział, że jego argumenty są niczym w porównaniu z tym, co ma do powiedzenia Rose. Przypomniało mu się, jak kiedyś, kiedy oboje mieli po sześć czy siedem lat, znalazł małą żabę. Przyniósł ją Rose i powiedział, że "ją nadmucha i będzie fajna zabawa". Ta zaczęła mu wtedy mówić, jakie to jest okropne, że tak nie można, że zwierzęta też czują, że to może być jakiś czarodziej, który jest animagiem. Zrobiło mu się przykro, uciekł do domu i zaczął płakać w poduszkę. Sam już nawet nie pamiętał czy dlatego, że po wykładzie Rose zrobiło mu się głupio, czy dlatego iż po prostu zepsuła mu dobrą zabawę.
Chciał jej teraz o tym przypomnieć, ale w drzwiach przedziału pojawiła się starsza, grubsza kobieta.
- Coś z wózka, kochaneczki? - zapytała piskliwym głosem.
Każde z nich wzięło pudełko czekoladowych żab, fasolki różnych smaków Bertiego Botta, paszteciki z dyni i balonówki Drooblego.
Al od razu zabrał się za paszteciki.
- Ułażaj, Ose - powiedział z pełną buzią do swojej kuzynki, która wyciągnęła z pudełka zieloną fasolkę - To może być o smaku wymiocin - dokończył przełykając ogromny kawał ciasta. 
Rose włożyła fasolkę do ust. Ostrożnie przegryzła i uśmiechnęła się.
- Kiwi.
- Miałaś szczęście. Wujek George opowiadał mi, że kiedyś natrafił na gobelinowy.
- Łee, to musiało być ohydne!
- Na...
Nie dokończył, bo drzwi przedziału ponownie się otworzyły. Oboje wpatrywali się teraz w niskiego i pulchnego chłopca. Kruczoczarne włosy niesfornie opadały mu na ramiona. Patrzył na nich przenikliwie czarnymi, załzawionymi oczami.
- Cz.. Czyy... - zaczął niepewnie - Mo-oogę tu-u u..usiąść?
- Oczywiście, siadaj - zachęciła go Rose - Co się stało, dlaczego płakałeś?
Usiadł koło Albusa i przez chwilę nie odpowiadał. Kiedy jednak w końcu dostrzegł zatroskane spojrzenie Rose, przemógł się.
- Siedziałem spokojnie w przedziale obok. Nikomu nie zawadzając, czytałem książkę. Naprawdę. W pewnym momencie do przedziału wpadło trzech chłopaków. Na początku usiedli i myślałem, że nie będą mi przeszkadzać, ale oni zaczęli mi dokuczać. Szarpali mnie za włosy, nazywali lalunią. Potem zapytali jak się nazywam, a gdy im powiedziałem, stwierdzili, że to mugolskie nazwisko. Gruba Szlama, tak mnie nazwali! - w jego oczach pojawiły się łzy. Spuścił głowę i zakrył twarz włosami.
- To prawda, jestem czarodziejem pół-krwi, ale to moja mama nie jest czarownicą! Tatę adoptowali mugole, dlatego noszę takie nazwisko, ale ja się go wcale nie wstydzę!
- I słusznie. A tymi bałwanami się nie przejmuj - Al poklepał go po plecach i uśmiechnął się życzliwie. Pulchny chłopiec odwzajemnił uśmiech i wyciągnął rekę w stronę Albusa.
- Severus Brown.
- Albus Severus Potter, a to jest Rose Weasley, moja kuzynka.
 Severus wstał, żeby podać jej rękę i z powrotem usiadł na miejsce.
- Potter? - spojrzał na Al'a - Jesteś w jakiś sposób spokrewniony ze słynnym Harry'm Potterem?
- To mój tata - powiedział dumnie Albus.
- A mój wujek! - wtrąciła Rose i cała trójka roześmiała się.
- Wow. Musicie być naprawdę dumni, mając kogoś takiego w rodzinie. Mój tata sporo mi o nim opowiadał, ale niestety nigdy nie miał sposobności go poznać.
- Jak to możliwe? Nasi ojcowie są pewnie w tym samym wieku, a więc napewno musieli spotkać się w szkole!
Severus pokręcił przecząco głową.
- Jak już wspomniałem, mojego tatę wychowali mugole. Kiedy z Hogwartu przysłali list, tata nie pokazał go moim dziadkom. Już wtedy byli to starsi ludzie i nie chciał ich zostawiać samych. Został w mogolskiej szkole. Nigdy nie uczył się magii, ale mimo to jest naprawdę dobrym czarodziejem.
Albusowi zrobiło się głupio. Ojciec Severusa nigdy nie miał okazji, aby nauczyć się magii, aby ukończyć prawdziwą szkołę czarodziejów, a on, Albus, przejmuje się tak błahą rzeczą, jaką jest trafienie do Slytherinu.
- Jesteś bardzo dobrym synem - powiedziała Rose - Twój tata musi być z Ciebie dumny.
Severus uśmiechnął się. Tak, wiedział, że jego ojciec jest bardzo z niego zadowolony.
- Sev? - zagadnął go Al - Mogę tak do Ciebie mówić, prawda? - Severus kiwnął głową - Chciałbym cię o coś zapytać, mogę?
- Śmiało.
- Kim był twój prawdziwy dziadek?
Severus przeniósł wzrok na podłogę.
- Nigdy go nie poznałem - zaczął powoli - On chyba nawet nie wiedział o istnieniu mojego taty. Pewnego dnia spotkał moja babcię. To nie było nic zobowiązującego. Ale urodził się mój tata...
- Czy twoja babcia - przerwał mu - była mugolką?
- Nie. Była czarownicą. I kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży, załamała się. Była umierająca. Nie chciała, żeby jej dziecko wychowywało się na ulicy, dlatego oddała mojego tatę do sierocińca - Rose dostrzegła łzę, spływającą po policzku Severusa - Zostawiła list z wyjaśnieniami, dlaczego nie mogła się nim zaopiekować. Napisała, że mój dziadek, nie wie o jego istnieniu i zapewne nigdy się nie dowie. To wszystko, o czym wam teraz opowiadam, mój tata dowiedział się właśnie z tego listu - otarł łzę - Babcia schowała go do szkatułki i zaczarowała ją tak, abo mógł ją otworzyć tylko mój tata. I dopiero wtedy, kiedy ukończy pełnoletność. 
Nigdy nie miał żalu do dziadka, ani babci. Kochał ich całym sercem, ale mówił mi, że wielu rzeczy, które zrobił jego ojciec, nie popiera. Bo to były bardzo złe rzeczy. Jednak nigdy mi nie powiedział, czym dziadek się zajmował. Ale mimo to, tato darzył go wielkim szacunkiem i nazwał mnie jego imieniem.
- Dlaczego o tym nie pomyślałem - powiedział półgłosem Al i wbił wzrok w Severusa.
- Sev... Czy to możliwe, żeby twój dziadek... był dyrektorem Hogwartu?
- Nie. Tato szukał go wiele razy, więc gdyby tak było, napewno by go odnalazł, prawda?
- Tak, masz rację, Severusie - odpowiedziała Rose - Skąd ci to przyszło do głowy, Al?
- Tylko pytałem, chciałem mieć pewność - ale wcale tej pewności jeszcze nie uzyskał. Spojrzał w okno - Severus Snape, dyrektor Hogwartu przed profesor McGonagall. Odziedziczyłem po nim drugie imię. Więc, kiedy powiedziałeś - zwrócił się do Sev'a - że nosisz imię po dziadku, od razu przyszło mi to do głowy.
Severus uśmiechnął się nieco krzywo.
- Chciałbym, żeby to była prawda - powiedział cicho - Tata dowiedział się, że dziadek dawno temu wyjechał do Meksyku i tam umarł.
Albus poczuł, że łzy napływają mu do oczu. Czemu tak bardzo przejmuje się tym chłopcem? Wiedział dlaczego. Sam nigdy nie poznał rodziców swojego taty. Znał tylko babcię Molly i dziadka Artura. Owszem, byli wspaniali i bardzo ich kochał, ale pragnął poznać też tych drugich. Wiedział jednak, że to nie będzie mu dane, bo oboje nie żyją.
Teraz, Severus rozwiał jego wątpliwości. Jego dziadkiem nie mógł być Snape, bo ten zginął tu, w Anglii, z rąk samego Voldemorta. 
- No i poznaliście moją historię - Severus spogodniał - Jesteście pierwszymi osobami, którym to opowiadam.
Albus uśmiechnął się szeroko, a w jego zielonych oczach zabłysły pogodne ogniki. 
- O, spójrzcie! - odezwała się Rose - Już jesteśmy!
Cała trójka zabrała bagaże. Podekscytowani wyszli z pociągu, nie mogąc doczekać się już Ceremonii Przydziału.